Organizacja dzwoni na pogotowie…
Czasem warto to zrobić. Zaprosić do siebie facylitatora, tak jak zrobiliśmy na to na ostatnim warsztacie, który wspierała Agata Urbanik z Pogotowia Facylitacyjnego. Wskoczyliśmy w okno pandemiczne, przejechaliśmy setki kilometrów, aby w gronie członków zarządu Federacji Organizacji Streetworkerskich oraz zespołu projektu S.O.S. omówić dotychczasowy jego przebieg, wyniki badań i zaplanować warsztat kooperacyjny.
Pierwsze takie spotkanie od zawsze
W weekend wydarzy się wielka rzecz – spotkają się organizacje z całej Polski, które dotąd mogły nawet się nie widzieć. Jednym z najważniejszych wniosków z naszych badań były, że polskie streetworkerki i streetworkerzy mają ogromną potrzebę sieciowania. Po to powstał post, po to działa obecnie w trybie SOS – jedynie pandemia, jak dotąd, wymusiła na nas działania on-line. Jak się okazuje, odległość nie stanowi problemu dla grupy ludzi, którzy na co dzień przyzwyczajeni są do ruchu.
Wielkie sprawy na małych kolorowych kartkach
Warsztat facylitacyjny, który odbył się z końcem października, przyniósł ogrom wniosków i przemyśleń. Stanęliśmy dosłownie twarzą w twarz – ze sobą i z wynikami badań, które zostały przeprowadzone wśród trzydziestu streetworkerów i streetworkerek z całej Polski. Zmierzyliśmy się z ogromnym potencjałem spotkania, które przed nami. Zobaczyliśmy, gdzie polski streetworking znajduje się na mapie, i w którym miejscu na ścieżce do uzawodowienia. Badania objęły szeroki zakres tematyczny, taki jak metodykę pracy streetworkerów i streetworkerek, formy pracy zespołów ulicznych, charakterystykę podopiecznych i relacji z otoczeniem organizacji.
„Budzę się rano i myślę, że fajnie, że jest poniedziałek…”. „Robię to, bo mogę pokazać, że można inaczej…”. „Nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić coś innego”. „Oddaję kawałek serca”
To tylko niektóre z licznych wypowiedzi osób, które na co dzień pracują na ulicy. Osób, które trudno nazwać, bo dotąd zawód streetworkera nie zaistniał ani w polskim języku ani w rejestrach. Teoretycznie pracę tę może wykonywać każdy, jednak wspólnym mianownikiem większości osób badanych jest poczucie misji. Zaskakująca również okazała się ich kreatywność, która wykazali się podczas pandemii i zamknięcia projektów streetworkerskich. Zajęcia plastyczne, artystyczne, manualne, ćwiczenia gimnastyczne, wspólna nauka, długie dyskusje, wieczory filmowe, zagadki i gry edukacyjne… – to wszystko działo się on – line oraz w ramach zajęć w reżimie sanitarnym.
Co więcej – okazało się, że organizacje streetworkerskie stały się w wielu miastach fundamentalnym wsparciem dla rodzin w pandemii – to one utrzymywały kontakt, dostarczały informacji (w tym również o koniecznych metodach zabezpieczenia się przed wirusem), dbały o bezpieczeństwo dzieci zamkniętych w domach, które nie stanowią dla nich bezpiecznego środowiska.
Streetworkerzy i streetworkerki pytani o to, czy czują się bezpiecznie na ulicy, w większości odpowiadają, że tak. Z czego to wynika?
Zazwyczaj to wieloletnia praca ich samych, gdy doszli do momentu, by na tych podwórkach, które są skreślane przez społeczność miasta, zyskać opinię dobrych duchów, liderów, przyjaciół.
Jednak uwarunkowania, często zewnętrzne, nadal mają wpływ na to, by streetworkerzy i streetworkerki mogli, mogły czuć większy komfort i spokój. Prostym rozwiązaniem jest partner lub partnerka do współpracy. Tylko w części organizacji praca w parach jest możliwa i jest standardem. Wiele nadal boryka się z brakiem rąk do pracy lub funduszy.
Fenomen naszego badania to wniosek, że podwórka naszej pracy to ciekawe i pełne dobra miejsca, tak ukazują je ci, którzy spędzają tam długie godziny, pracując jako streetworkerzy. Jednak praca we dwoje jest bezpieczniejsza nie tylko ze względu na to, że wypadki chodzą po ludziach, ale i dlatego, że dwóch wychowawców to większe ich bezpieczeństwo psychiczne i wyższa jakość pracy wychowawców, którzy wspólnie mogą szukać wyzwań i rozwiązań dla dzieci skupionych w grupach.